Wakacyjne wspomnienia

Choć krótsze wakacje niż w szkolnym trybie,zaczeły się ciężko dla mnie. Każdy dzień ciągnął mi się jakby co najmniej dwa dni.Moje codzienne pytanie-jaki dziś dzień- przybrało zdwojoną moc.Dni wyciągały się jak guma do żucia.Nie wiadomo było co począć z rękami.Dobrze,że wyniosłem z Belna zapał do ćwiczeń,co weszło mi w krew tak mocno,że codziennie przerabiałem seryjkę albo Tai-Chi albo zestaw Amosowa.

I przyszła połowa lipca,kiedy wyjechałem z mamą nad morze.Trafiliśmy na wyśmienitą pogodę i chociaż warunki jedzeniowe w ośrodku były niesamowite,udało mi się nawet nie przywieżć dodatkowego bagażu w postaci nadwagi.Może w porównaniu z wagą wyjściową "urosłem" o jakieś 3 kg.Ale dzięki ćwiczeniom,które w miarę możliwości codziennie uprawiałem nie przybyło mnie aż tak dużo.Prócz ćwiczeń na dzień dobry zabieraliśmy kijki do nordic walking i spacerowaliśmy samym brzegiem fali,bo piasek ubity,ale nie tak twardy jak asfalt i przjemnie chodziliśmy a ciepłe fale,niczym w Morzu Czarnym,obmywały nam kostki.Choć na wczasy wziąłem całkiem nowe buty plażowe,już po kilku spacerach wyglądały gorzej niż stare...Przez powłóczenie lewą nogą zdarłem dokumentnie czubek lewego buta,że nawet musiałem kupić igłę i nić,by zacerować jako tako.A i nie tylko buty były zagrożone w spacerach plażowych,bo idąc nie w rytmie kilka razy sprawdzałem twardość mrzeżyńskiej plaży.Dobrze,że miałem mamę obok,która pilnowała,by nie zabrały mnie fale.Jednego dnia był pokaz jogi.W zajęciach uczestniczyło około 10 osób,które ćwiczyły patrząc na instruktorkę z Indii,

która mówiła po angielsku,a lektor tłumaczył wykonywanie ćwiczeń.Na stoisku obok sprzedawane były książki z całym cyklem ćwiczeń.Od razu wdrożyłem w harmonogram dnia i teraz muszę opracować sobie rozkład na poszczególne dni:joga,tai-chi,Amosow...