Pomieszanie z poplątaniem

Dziś prawie całą dniówkę spędziłem przy dłucie. Bardzo

chciałbym zdążyć na festyn w Zagnańsku 7-go września.Nie wiem, czy

uda mi się ta sztuka, ale fajnie by było. Wyskakałem się wkoło stołu,

chyba nawet za długo, bo godzinę po powrocie jeszcze nie mogę dojść do

siebie, zebrać myśli i dobudzić się, choć już godzinę przespałem.

Chyba za mało ruchu w dzisiejszym harmonogramie, bo tak nie mogłem

nacieszyć się odnalezionym dłutem, że bez mała zatraciłem się w

rzeźbieniu. Kilka razy Paulina przychodziła po mnie, bym skorzystał z

usług jej gabinetu. Jednak odmawiałem, pochłonięty bez reszty w

drewnie.

W ostatniej chwili, dosłownie pół godziny przed jej wyjściem, wyrwałem

się z drewnianej pajęczyny i zdążyłem przerobić serię jogi. Na

bardziej wymagające ćwiczenia nie miałem już siły.

Na zakończenie dnia jeszcze raz odwiedziłem Piotrka i podpisałem

wypalarką i "Ewangelię św Jana" i "Amazonkę"- swoim

nazwiskiem.

Dziś Asia uraczyła nas podczas południowej przerwy super daniem.

Zrobiła bowiem gołąbki w sosie.

Cały dzień nie mogło do mnie dojść, że to już piątek.

Po godzinnej drzemce po powrocie z terapii, kiedy mam otwarty kalendarz

przed sobą, widzę PIĄTEK jak byk. Ale i tak coś mi tu nie pasuje.

Próbuję się ocucić, ale zbyt mocne jest przyciąganie poduszki.

Write a comment

Comments: 0