nieobecność

Po tygodniowym przymusowym urlopie, dziś wreszcie dotarłem na zajęcia.

Nie wiele zmieniło się w naszej fabryce , ale zawsze jakieś zmiany widać. O ile w budynku wszystko stoi na swoim miejscu i na "gazetkach" ściennych nic się nie zmieniło, o tyle w obejściu, a konkretniej, przy altance wreszcie coś się ruszyło. Szkoda, że pod koniec roku i szkoda, że mnie nie było jak Piotrek z Robertem przy asyście Damiana instalowali podwaliny dachu.

Ale tak jakoś szybko o altance zapomniałem pochłonięty skrzydłami orła, że nawet nie sprawdziłem z bliska jak to wygląda.

Całkiem rano, po rozruchowym paliwie w postaci połowy kawy, nie mogłem dnia normalnie zacząć serią jogi, gdyż Paulina udała się w delegację do Polaniki z kolejną grupą kuracjuszy.

Tak więc w innym rytmie zacząłem dzień. Narysowałem wzór na skrzydłach orła, tak jak jest w godle Polski, a potem wydłubałem go dłutem. Na korpusie wydłubałem niejako pióra i tak samo na głowie orła - tylko gęściej. Tym samym orzeł nabiera cech ptasich.

To zajęcie pochłonęło mnie do pory obiadowej. Wtedy na talerze wskoczył ryż oblany sosem, a do tego surówka z rzodkiewki startej w cieniutkie plasterki niczym hostia. Całość popchnąłem trzema kanapkami z domu i wreszcie najadłem się.

Później musiałem zmienić front i udałem się do sali plastycznej, gdzie wykleiłem już całego koguta, ale brakło mi "farb" czyli plasteliny do zamalowania tła. Jutro tam skieruję kroki najpierw, bo gazetka tzn. tablica sali plastycznej niecierpliwi się, by ją upiększyć nowymi pomysłami.

Przy rzeźbieniu, choć nie używałem dużej siły, ręka nadwyrężona wspieraniem na kuli trochę mi dokuczała. Mam nadzieję, że w kolejne dni będzie lepiej.

Pracownia plastyczna zajęła się dziś sprzątaniem piętra przed urlopem. Rwetes jak w domu przed świętami.

Na ostatni tydzień przedwakacyjny został rozpisany harmonogram prac porządkowych. Mi została przydzielona łazienka do opieki, by zostawić ją czystą.

Coraz bardziej podoba mi się nasz kombinat.