turnusu  początek

Po zbiórce w Belnie z rana nawet sprawnie wyszła roszada i z powrotem wyjazd , na rehabilitację do Polaniki. Wszyscy zaopatrzeni w harmonogram zajęć, więc nie było zbędnych postojów, wyruszyliśmy poprawiać zdrowie i kondycję.

Całe szczęście, że na harmonogramie zajęć mam zapisane godzinę i numer sali, w której się zabieg odbywa. Tym razem już nie muszę aż tak biegać za swoją głową, jak poprzednim razem. 

Na pierwszy ogień zostałem wrzucony do wirówki, gdzie bardzo fajnie nogi zostały wprowadzone niejako w stan nieważkości, tak lekko szedłem z powrotem.

W następnej kolejności trafiłem na salę gimnastyczną, gdzie zostałem wymaglowany dokumentnie przez personel, że nawet chwili nie miałem już czasu na swoją jogę.

Ćwicząc z Mariuszem dał mi taki wycisk, że po tym czułem się jak wyciśnięta gąbka.

W oczekiwaniu na kolejnych kuracjuszy siadłem w busie i sięgając raz za razem do plecaka, po kolei zjadłem cały prowiant: 2 bułki, jabłko i sałatkę. Dobrze, że wziąłem z domu widelec, jakbym czuł spotkanie z wielkim głodem zanim powrócę na bazę w Belnie.

A tam naprzeciw nam wyszedł, czy raczej wypłynął, super doprawiony krupnik, którego oczywiście zjadłem 2 talerze. I jeszcze na dobitkę był pyszny deser, czyli oponki posypane cukrem pudrem. Chociaż popite kawą i tak w głowie powstała ołowiana kula, a na powiekach rozłożył się Morfeusz na swoim łóżku.

Pierwsza tura belniańskiej załogi pojechała do domów zaraz po naszym powrocie z Polaniki. Ja już do końca zmiany okupowałem fotel zupełnie bez sił.

Write a comment

Comments: 0