Dzisiaj to dopiero szybki poranek.
Wyszedłem na "przystanek"dosłownie minutę przed przyjazdem rikszy. Do Belna też jakoś szybko minęła mi podróż. Z każdą sekundą coraz szybciej.Pół łyka rozruchowej kawy, szybkie przetasowanie zawodników i tym razem druga grupa udała się do kina na bajkę "Hotel Transylwania".
Ja zostałem na straży w warsztatach, bowiem wymyśliłem sobie powolnie rosnącą górkę zadań.
Po pierwsze wstąpiłem do pracowni plastycznej, gdzie już na wyschniętym niebie domalowałem gwiazdki i łunę bijącą od aniołów.
To nie zajęło mi dużo czasu, więc umówiony wczoraj i dziś już kompletnie przygotowany przyszedłem działać do pracowni komputerowej. Ale niestety nieusłuchane komputery nie chciały dopuścić mnie do pisania.
Tak więc już na dzisiaj poddałem się w tej pracowni, bo z dołu stukot widelców o talerze alfabetem Morse'a wzywał na posiłek. Dzisiejsze danie z każdym kolejnym widelcem tchnęło coraz więcej siły. Naleśniki ze szpinakiem królowały na talerzach.
Po posiłku wszedłem ponownie do pracowni plastycznej, gdzie wydobyłem z plecaka kawałek grafitu i tak zupełnie bez pomysłu zacząłem mazać kartkę. Narysowałem samolot i pod nim 2 budynki. Fajne narzędzie malarskie - grafit, tylko trzeba mieć więcej pomysłów w głowie.
Gdy przyjechali kinomani w bonusie spadł mi jeszcze jeden naleśnik, ale nie wybudził mnie on ze śpiączki.
Robert zrobił dziś na ścianie przy schodach fajne półki na trofea i pamiątki zdobywane na coraz liczniejszych zawodach.
Może przez brak porannej gimnastyki taki jakiś nie obudzony cały dzień byłem.aaaa
Write a comment