planów ciąg dalszy

Dzisiejsze zajęcia w warsztacie, choć rozpocząłem starym rytmem, to i tak półgodzinna seryjka jogi nie pobudziła mnie do działania. 

Jeszcze przed wyjazdem napisałem wiersz:


Za szybko przetaczają się krajobrazy,

Zbyt ostrą strugą myśli płyną,

Na płótnie tylko bezkształtne mazy,

Tchórzliwe przymiarki giną...

Pojawiają się z powrotem plany bezosobowe,

Nie potrzebnie schną farby, świeci płótno nowe.

Kopia, czy własny kształtować zmysł

Pustka w głowie, pomysł prysł.

A jakby tak martwa natura,

Cienie w plenerze, matki figura?

A gdyby stanąć na deszczowej chmurze,

Z góry uwiecznić kamień w murze?

Potrzeba choć trochę słońca współpracy.

Dziś tylko mgła przysłania perspektywę.

Każdy czas dobry dla malarskiej pracy.

Trzeba odsunąć kurtyny grzywę.


Myślałem, że sam się natchnę wierszem do działania.

Tuż po ćwiczeniach wyszliśmy na korytarz, gdzie już zastawione stoły zwiastowały rychły posiłek. Były wystawione małe talerzyki, na których rozłożyliśmy się z kanapkami. Za chwilę dojechał jeszcze super doprawiony kapuśniak. Z racji zjedzonych kanapek nie upominałem się o dokładkę. A za chwilę na talerzyki spokojnym lotem sfrunęły racuchy. To już poskromiło w zupełności mój wilczy apetyt. 

Wypadałoby w związku z obżarstwem ponownie odwiedzić salę gimnastyczną, ale nie miałem już siły, bo Morfeusz szerokim uściskiem objął moje powieki. I nic nie pomogła wypita chwilę później kawa.

Nie odwiedziłem już dzisiaj żadnej pracowni, bowiem u Pauliny rosa na mnie wyszła i przemókł mi podkoszulek, a w zapasie nie miałem choćby dziurawego. Tak więc, przyglądając się wyklejaniu kwiatka przez Dorotę, to znów siadając na fotel, minęła dniówka.

Write a comment

Comments: 0