Andrzejki na wyjeździe

Około 11 przyjechaliśmy na Andrzejki w Fanisławicach. Od razu powitani zostaliśmy zaproszeniem do kolorowych stołów.Nie tak stoły były kolorowe, bo akurat obrusy były białe, co zawartość talerzy. Na pierwszy rzut poszła gorąca kapusta z grochem. Co można było, a nawet trzeba popchnąć kolorowymi kanapkami. Na dalszą rozgrzewkę w kubki szerokim strumieniem polała się herbata, a dla wyraźnej mniejszości podano kawę. Już od początku, jakby na pokuszenie, bo w zasadzie nie było miejsca w brzuchach na deser, czyhały placki, których po uprzednim obżarstwie spróbowałem, ale bez słodyczocholizmu, jak zwykle bywało.

Mimo dobiegających z sali hitów, jak "Konik" Urszuli, pozostaliśmy nieruszeni. Chociaż wirujące kółeczko wychodziło kilka razy na hol, nie zostaliśmy wciągnięci przez wir tancerzy. Zresztą wejście na parkiet groziło stratowaniem, albo solidnym podeptaniem palców, bo trochę wydawało się ciasno, rzucając okiem z drzwi. 

Gdy zabawa rozkręciła się na dobre, na korytarz wyszli wszyscy przeprowadzić Andrzejkowe wróżby. Pantofelki panien i kawalerów kierowały się do drzwi.

W ramach poczęstunku końcowego podane były żołądki, lecz niestety ku mojemu niezadowoleniu, pokrojone były bardzo drobno.

Mimo wyjątkowego nie angażowania się w zabawę mnie i Marzenki i tak podobała mi się impreza. Możliwość przyglądania się wszystkiemu chłodnym (nie spoconym) okiem.

Write a comment

Comments: 0