Festyn rodzinny

Dzień zacząłem zwyczajnie,wejściem do "swojej" pracowni,gdzie Kasia haftowała swój sielski obrazek,a ja zająłem się orzełkiem.Mozolnie mi to idzie,ale idzie i mam nadzieję skończyć przed wakacjami,gdybym sumiennie siadywał na dłużej.W tym czasie reszta grupy warsztatowej oglądała bajkowy film "Rysio-Lwie Serce".Koło południa wybraliśmy się dwoma dyliżansami w gości.Lisów przywitał nas niemalże jak nowożeńców-ryżem...z warzywami,oczywiście do jedzenia,do tego sałatka warzywna,ogórki małosolne,kiełbasa z grilla,grillowany karczek i placki.Na wejściu,jakoby strażnicy,swoim krzykiem alarm podnosiły pawie.

Dla dzieci policja przygotowała wykład przepisów ruchu,a dla reszty ćwiczenia z udzielania pierwszej pomocy.Zawsze chciałem spróbować się w takich ćwiczeniach.I w końcowej kolejności poddałem się próbie.Gdyby zaszła potrzeba udzielenia akurat takiej pomocy myślę,że nie straciłbym zimnej krwi.

Później przyszła pora na tańce.Znowu do siódmych potów.

Wiedziałem,że wziąłem zapasową koszulkę.Poszedłem ze Stasiem do busa,a tam pusto,bo przecież przyjechałem z Malwiną.I na darmo droga.Na drugi kurs nie miałem już energii,więc z wybawieniem przyszła Malwina.

O 16:30 był konkurs na zaśpiewanie piosenki. W normalnych warunkach cały czas mam w głowie coś Lady Panka,ale tam nie mogłem wpaść w tony,więc zaśpiewałem a'capella piosenkę,którą wymyśliliśmy z kumplami w liceum.

Znów dzień przecudny i trudno usnąć bez przemyśleń o każdej minucie.

 

Write a comment

Comments: 0