Moja muza

Przyjechałem przed przywiezieniem wszystkich, bo złożyłem wniosek o nowy dowód osobisty i mama przywiozła mnie na zajęcia. Fajnie tak przywitać bez mała puste mury, tylko z instruktorami...

Zostawiłem plecak u Piotrka i poszedłem przywitać wszystkich. Malwina zdziwiła się, że tak wcześnie jestem, co najmniej jakbym był pracownikiem.

Chwilę później w plecaku znalazłem torebkę kasztanów, które zebrałem do pracowni plastycznej i zapomniałem o nich, ale mając tak dużo czasu przeglądałem zawartość bagażu. Ranek przywitał nas deszczem. Pełen wiary, że jednak wypogodzi się, wziąłem rękawice i podkoszulki na przebranie, myśląc że poasystuję przy montażu altanki. Jednak dziś pogoda nie oszczędziła naszego czasu. Nie mogąc wyjść na podwórko, swoją dniówkę rozpocząłem od przestąpienia progu sali gimnastycznej. Miałem dużo miejsca i jeszcze więcej zapału. Zawsze pytam Paulinę, co poleca na dzień dzisiejszy? Dziś sam zacząłem serią Amosowa. W jednostajnym rytmie: nie powoli i nie zbyt intensywnie, zajęła mi równą godzinę.

Następnie poszedłem rzeźbić. Nie chcąc wychodzić przed szereg, chwilami siadałem na krześle, by odpocząć, zebrać myśli i dalej dłubać.

O 11:30 równocześnie z Piotrkiem pomyślałem, by udać się na stołówkę. Dziś do domowej wałówki dołączyły frytki i surówka pomidorowo-paprykowa, której zjadłem dokładkę, albo i więcej.

Z rana nie widziałem nawet Asi Brzozy, pochłonięty wcześniejszym startem.I gdy szła na przerwę obiadową, nie mogłem oderwać wzroku, tak pięknie dziś wyglądała. Poza tym, że zawsze jest piękna, dziś prześcignęła samą siebie.

Po obiedzie nadal pozostałem pod opieką Piotrka i dłubałem w drewnie do 13. Wtedy wyczerpała się bateria we mnie. Choć z przerwami rzeźbiłem, stanie przy stole, jak chirurg przy operacji, wykończyło mnie zupełnie.

Mimo, że uwielbiam grę w szachy i wydawało mi się, że o każdej porze i w każdych warunkach mogę grać, to dziś zmęczenie wzięło górę. Piotrek pokonał mnie w trzech partiach raczej szybko i z łatwością, bo nie pilnowałem swojego wojska.